Medytacja 5

RADOSNE REPAROWANIE

O radości i optymizmie religijnym w ogóle – Wszystko z miłości – O smutku jako grzechu – O radosnej pokucie i radości cierpienia.

Najmilsze w Sercu Niepokalanej Siostry Felicjanki!

Nigdy nie miał człowiek tylu rozrywek, tylu przyjemności, tylu okazji do uprzyjemnienia sobie życia, ile właśnie w naszych czasach przerostu kultury materialnej, a jednak nigdy ludzkość nie była tak znudzona, jak właśnie dzisiaj. Nigdy nie miał człowiek w życiu większych wygód i więcej środków do wyręczenia go w pracy, a jednak nigdy nie był więcej zmęczony. Nigdy nie było życie człowieka oplecione bardziej melodiami muzyki, niesionymi dzisiaj w każdy dom na falach radia i telewizji, a równocześnie nigdy nie był bardziej smutny. Nigdy dotąd świat nie zawierał więcej paktów pokoju, nigdy nie posiadał tak cudnych broni, a jednak nigdy nie mnożyły się milionowe groby tak licznie, jak dzisiaj. Człowiek dzisiejszy, omotany dobrobytem i przerostem dóbr materialnych, cierpi na przesyt przeżytego milionera; czuje się zmęczony, czczy, próżny, zabrakło mu radości życia.

Odpowiedź na pytanie: dlaczego tak się dzieje, daje nam Pius XII w encyklice „Fulgens Corona”, zapowiadającej Rok Maryjny, gdy mówi, że „zbyt wielu czerpie dzisiaj z zatrutych cystern, zamiast pić i gasić pragnienie tylko z jednego źródła, jakim jest Bóg”.

Najmilsze w Niepokalanej Siostry Felicjanki! Pragnienie szczęścia i pęd ku radości jest czymś tak wrodzonym i tak bardzo naturalnym, że człowiek, który tego pędu u siebie nie stwierdza, jest nienormalny. Stwórca, stwarzając człowieka na ziemi, przeznaczył go do szczęścia, do radości i wesela. Dopiero grzech pierworodny przyniósł na świat pierwszy smutek, a z nim wszystkie z nim spokrewnione uczucia, jak: lęk, strach, przerażenie, żal i tym podobne. Dopiero od chwili wypędzenia człowieka z raju, miejsca szczęścia, radości i wesela – te dotąd człowiekowi nieznane uczucia przylgnęły do niego na długi, długie lata, na tysiące lat adwentowego oczekiwania.

Lecz oto przyszedł Ten, który przez swą reparację czyli wynagrodzenie Bogu Ojcu obrażonemu przyniósł na nowo na świat promień wesela i radości, jako zapowiedzi szczęśliwości wiecznej, której bramy rozwarł ponownie przed nami. Od tego przyjścia każda dusza, która została skąpana w źródle radości i wesela, w łaskach sakramentalnych chrztu świętego, otrzymawszy tym samym do dłoni „złoty klucz” furty rajskiej, powinna być pełna radości, pełna wesela, jako odblasków wiecznego szczęścia, które stanie się jej udziałem. Jest tylko jeden jedyny wróg naszego wesela i radości dzieci Bożych, a tym jest grzech! Tylko grzech sprowadza smutek do duszy. Tylko dusza w stanie ponownego zerwania z Bogiem – przez niewierność – ma (że się tak wyrażę) „obowiązek” smutku! Dusza żyjąca w stanie łaski, dusza, która nie zerwała swego stosunku z Bogiem, a mimo to smutna… ma w sobie coś spaczone, albo… została niestety błędnie wychowana. Tak, najmilsze Siostry! I to ma czasem miejsce. Niejedna dusza dlatego jest smutna (mimo, że żyje stale w stanie łaski), gdyż ktoś, kiedyś, gdzieś, nie wiadomo jakimi motywami pokierowany, wtłoczył w nią po prostu gwałtownie smutek.

 I tutaj, Siostry najmilsze, dochodzimy do tak zwanego w teologii zagadnienia: pesymizmu i optymizmu religijnego. Innymi słowy, chodzi o bardzo w życiu duchowym fundamentalne zagadnienie, streszczające się w pytaniu: czy religijne życie duszy powinno nosić cechy smutku, czy raczej radości? Albo, powiedzmy bardziej obrazowo: czy religijne życie duszy powinno być przesiąknięte stałą melodią pokutną „Miserere”, czy raczej radosnego „Magnificat”? Z tym zagadnieniem zaś wiąże się dalsze, które znowu staram się ująć w pytaniu: co stoi jako podwalina fundament stosunku duszy do Boga na pierwszym miejscu: pokora czy miłość? Pokora jest wynikiem i wypływem żałosnego „Miserere” – Panie zmiłuj się! Miłość zaś to wynik radosnego „Magnificat” – Wielbij duszo moja Pana!

 Pozwólcie najmilsze w Niepokalanej Siostry Felicjanki, że właśnie temu zagadnieniu poświęcimy tę naszą drugą medytację reparacyjną, a poświęcimy dlatego, że zagadnienie to jest jednak fundamentalnym w życiu duchowym, a zatem w życiu każdej z was.

Siostry najmilsze! Co było fundamentem stosunku pomiędzy Stwórcą a pierwszymi rodzicami? Miłość i jej wypływy: radość i wesele. Co było fundamentem stosunku pomiędzy Stwórcą zagniewanym na człowieka, a właśnie tym upadłym człowiekiem po wypędzeniu z raju? – Lęk, przestrach, przerażenie i ustawiczne płaczliwe: Panie zmiłuj się!

I Pan się wreszcie zmiłował nad nędzną ludzi niedolą. Przyszedł Syn Boży na świat grzeszny, żeby zapalić na nowo ogień miłości, żeby przez swoje cierpienia na nowo wnieść radość i wesele. Zatem, Siostry najmilsze, co jest podstawą stosunku wzajemnego człowieka do Boga i Boga do człowieka po odkupieniu? Tylko Miłość – zatem i radość i wesela i radosne „Magnificat”, bo „wielkie stworzył nam rzeczy Ten, który możny jest”. Stanął między nami w nędznej postaci ludzkiej. Stał się bratem, przyjacielem, pokarmem na każdy dzień. Alleluja! Magnificat! Raduj się, wesel i wielbij Pana! I to jest nastrój właściwy nowego Przymierza.

Stary Testament, owiany melodią nieustannego „Miserere”… Panie zmiłuj się!

Nowy Testament, spowity kadzidlanym dymem radosnego „Magnificat”… Wielbij! Wielbij radośnie, gdyż Pan się zmiłował. Mało, że zmiłował – uczynił nam wielkie, przeogromne rzeczy, czyniąc dziedzicami wiecznego szczęścia i radości. I tak to rozumiały pierwsze wieki chrześcijaństwa, tak rozumiał święty nasz Ojciec Franciszek, tak je rozumieli Fundatorzy Felicjańskiego Zgromadzenia, jeżeli w „Pamiętniku Felicjańskim” tak nakazują felicjańskim duszom: „Niech się przeto radują nawet w niedostatku, prześladowaniu i uciskach wewnętrznych, ponoszonych dla Boga. Owszem, nawet według woli świętego Ojca naszego, nie mają tracić wesela nawet po grzechu, ale wzbudziwszy zań skruchę i oblawszy go łzami przed Majestatem Bożym w ukryciu, niech się potem w upokorzeniu swoim weselą”.

O! Jakże głęboko wnikały w tę prawdę Bożą dusze, stojące u zrębów Felicjańskiego Zgromadzenia! Miłość… miłość jako fundament wszystkiego, bo tak chciał Ten, który przyszedł na świat, by przepędzić z niego tylowiekowy smutek… oraz radość felicjańska jako wynik miłości!

Lecz, Siostry najmilsze, wróćmy jeszcze na moment do zagadnienia tego na płaszczyźnie nie felicjańskiej, ale ogólno-kościelnej. Powiedzieliśmy, że tak rozumiały naukę Jezusa pierwsze wieki , jako miłość i radość. Ale… człowiek, jak to człowiek. W miarę, jak począł się oddalać od czasów apostolskich, począł powoli tracić wiarę w to, że Bóg jest samą Miłością, Radością i Szczęściem! Raczej starał się na nowo wysuwać na pierwszy moment Boga Sędziego, Boga Pana Przepotężnego, Boga Monarchy, a zacierać wspomnienia Boga z kart Nowego Testamentu, Boga Człowieka, który li – tylko miłością powodowany zszedł do stajni pod Betlejem, li – tylko z miłości wędrował bosiuteńko po drogach Palestyny, li – tylko z miłości poszedł na Golgotę i … czego pragnie jedynie od człowieka? Nie lęku! Stokroć razy nie i nie! On pragnie tylko miłości! On pragnie, byśmy – owszem, drżeli kiedy klękamy przed Nim (jak mówi ojciec Mateo)… ale drżeli nie z lęku i obawy, z przerażenia i grozy, ale drżeli z miłości ku Niemu! (Nawet po grzechu!)

I dlatego to, Siostry najmilsze, Ojcowie Kościoła świętego, widząc jakie spustoszenie do dusz wnosi lęk przed Bogiem, jaki począł się zakradać do szeregów wiernych, zaliczyli smutek jako ósmy grzech główny. Tak, Siostry! Przez wiele wieków Kościół święty znał osiem, a nie siedem grzechów głównych, a ósmym był właśnie smutek jako wynik lęku, trwogi, strachu i przerażenia i stale lękliwego „Miserere”.

Lecz nadeszły czasy już prawie nasze ostatnie i znowu pojawił się na Ciele Mistycznym Chrystusa straszny rak, straszny polip – jansenizm, który wpoił w dusze ludzkie ponowny lęk i przestrach przed majestatem Boga. Niestety, ten to jansenizm, który w początkach zakradł się nawet do dusz kapłańskich biskupów, a nawet kardynałów, ten to jansenizm, ze swoim przesadnym lękiem przed Bogiem, ze swoją surowością, ze swoim rygoryzmem – przetrwał w wielu , wielu wypadkach i szczegółach do naszych czasów. Jeszcze, niestety, wiele, wiele dusz zapomina, że nie żyjemy w cieniu Arki Przymierza, za której dotknięcie padał człowiek trupem, lecz że żyjemy w cieniu Tabernakulum – więzienia więżącego na ziemi Jezusa, Więźnia miłości, miłosierdzia, wyrozumienia, przebaczenia, radości i wesela.

I oto, Siostry najmilsze, stanęliśmy – po tym z konieczności tak powierzchownym przemedytowaniu tego zagadnienia – stanęliśmy ponownie przed naszym pytaniem: pesymizm religijny… czy optymizm pełen radości i wesela? Pokora na pierwszym miejscu… czy miłość jako fundament nauki Chrystusa? Miserere… czy radosne Magnificat?

Najmilsze Siostry Felicjanki, Córki świętego Ojca Franciszka! Optymizm religijny – za naszym świętym Ojcem! Pamiętnik Felicjański wyraźnie podkreśla, żeś „została wezwana na gody weselne … żeby już w tym życiu kosztować przedsmaku wesela” (rozdz. I,11). Duchem, który (znów wedle słów Pamiętnika) „wszystko ożywia” – i Ciebie i całe Twoje Zgromadzenie i wszelkie jego sprawy, jest duch nie lęku, nie przerażenia, boś Felicjanka – Franciszkanka, wychowana na duchu seraficznym, duchu miłości. (Pamiętnik rozdz. VIII, 13 – 14). Twój Pamiętnik Felicjański domaga się od Ciebie wyraźnie: „byś była bardziej podobna do Serafina niż do człowieka”, „Siostry zawsze pamiętać będą, że jak Serafinów w niebie cechuje szczególna gorącość uczucia i odróżnia od innych chórów anielskich, tak i one (siostry) tym właśnie od innych sług Bożych na ziemi odróżniać się mają, jako dzieci Ojca Serafickiego”

Feliks – szczęśliwy (mówi ponownie Pamiętnik). Felicjanka – szczęśliwa! Gdzie zaś szczęście, tam nie może być ani lęku, ani smutku, ani ponurości! Felicjanka tylko przez uporczywe trwanie w grzechu może być smutną, ale wtedy nawet przestaje być szczęśliwą, czyli Felicjanką. Szczęście, Siostry najmilsze, idzie zawsze w parze z rozsłonecznioną radością i weselem Bożego dzieciaka. Siostry najmilsze! Za ojca duchownego dusz dążących do doskonałości uważa Kościół święty świętego Franciszka Salezego. A przecież właśnie on jest równocześnie wielkim odnowicielem optymizmu religijnego, opartego na duchu ewangelicznym. Ten to święty Franciszek Salezy mówi, że „tylko radość prowadzi do wzrostu w życiu duchowym” podczas gdy „rygoryzm i lęk i smutek przygniatają duszę ku ziemi i zezwalają jedynie na posępne Miserere – Panie zmiłuj się”. Zaś o radości mówi ten wielki święty (a tak wieki, że mimo iż żył dopiero w ostatnich czasach, Kościół święty nadał tylko jemu wyjątkowo tytuł Doktora Kościoła świętego), otóż o radości mówi ten wielki święty, że „tylko ona, radość, jest motorem porywającym duszę ku Bogu. Radość bowiem rozwiera, a smutek zacieśnia serce człowiecze. Nie pojmuję dusz, które powierzyły się dobroci bożej, a potem ulegają smutkowi!” – woła na zakończenie. Święta radość to radosna pobożność, a razem wzięte to najpewniejsza droga ku świętości i ku niebu. Smutna pobożność to smutna pobożność – tak właśnie święty Franciszek Salezy określił, że „smutny święty, to naprawdę smutny święty”. A zatem, najmilsze Siostry Felicjanki, będzie i w waszej pobożności i w waszym życiu religijnym czas na żałosne Miserere – Panie zmiłuj się, ale nie ono może nadawać tonu całemu waszemu życiu felicjańskiemu. U was Miserere musi się zawsze, zawsze kończyć radosnym Magnificat! To Magnificat, oficjalny hymn waszego Zgromadzenia, opatrznościowo wam dany, musi opromieniać całe wasze życie.

Życie pokutne też? Tak, Siostry. Życie pokutne również! I życie reparacyjne! I wynagrodzicielskie! Słowem: was całe i wszystko, co wasze. Bowiem znowu mówi święty Franciszek Salezy, że „tylko ten krzyż i ta pokuta są ciężkie, których nie umiemy brać dobrowolnie”. Odwrotnie, „nawet najcięższe krzyże, ale własną wolą wybrane, przynosić muszą duszy tylko radość”. A przecież, Siostro Felicjanko, tyś dobrowolnie wybrała to wynagrodzicielskie Zgromadzenie Felicjańskie, zupełnie dobrowolnie! Zatem, cokolwiek cię w nim spotka, to z twojej woli. Twój czyn reparacyjny i wynagrodzicielski, to dobrowolnie przyjęta ofiara. Dobrowolna… a zatem radosna. Przed wiekami cię Bóg upatrzył na swoją reparatorkę. Nadszedł czas, gdy zastukał do twego serca i szepnął – córko, już czas. A tyś nie powiedziała- nie. Owszem, poderwałaś się ochotnie. Poszłaś za Nim. Wzięłaś na siebie ciężar wynagradzania, wzięłaś wtedy tak bardzo radośnie, z taką ochotą. Czyżbyś dzisiaj, po latach, straciła radość z wynagrodzicielskiej ofiary? O Siostro najmilsza, gdyby tak być miało, o wtedy wiedz, że i do ciebie mówi Jezus, jak do jednej z dusz, której się objawił: „czemu dzisiaj wleczesz krzyż, któryś tak ochotnie wzięła na siebie? Weź go na nowo w ramiona, nieś i pieść.” Ja wiem, Siostro, że ty twego krzyża nie wleczesz. Ty go niesiesz dalej w ramionach, pieścisz, i chociaż nieraz po ludzku zacięży, chociaż nieraz wyciśnie łzę, przecież niesiesz go pełna radości Bożej, boś ty córa rozśpiewanej radosnym Magnificat Reparatorki Maryi: Felicjanka… Reparatorka… Magnificat! Amen.